środa, 22 stycznia 2014

Krótki wypad do Harrachova :)

Weekendowy wypad na narty do Harrachova okazał się jednym z lepszych. Nie było czasu na nudę, a po powrocie można było odczuć zmęczenie, intensywnością tych paru dni.



Po wjechaniu do Harrachova, od razu stwierdziliśmy, że to miejsce zatrzymało się w latach 80 tych. Nie jest to miasto nowoczesne, czyste i ładne. Stare chaty, zaniedbane ulice i jacyś dziwni ludzie, mówiący niby po ludzku ale coś ich zrozumieć nie można :) Nie pojechaliśmy tam jednak podziwiać architektury tylko się trochę pobawić na śniegu. Pierwszy dzień był przeznaczony na zapoznanie się z okolicą, meldunek w hotelu
spacerek i jakieś wygłupy :)
Pierwsze co się rzuca w oczy to Mamucia skocznia wybijająca się ponad drzewa. Człowiek od razu ma ochotę tam wejść i spojrzeć w dół. Pełen szacunek dla skoczków. Trzeba mieć wiele odwagi, żeby dać się zepchnąć z tej belki.
Później wdrapaliśmy się na Certovą Hore skąd podziwiać można fantastyczny widok na stok i miasto. Blask słońca i odbijające się w śniegu promienie po których suną narciarze robią piorunujące wrażenie.














W drodze powrotnej oczywiście skończyła nam się droga i byliśmy zmuszeni schodzić w dół poza ścieżką. Fajna sprawa:) Taki survivalowy Bill Gryl ;) Śnieg po kolana, śliskie zbocza i nie opuszczające nas poczucie humoru. Udało się na szczęście dotrzeć do cywilizacji a ostatnie 200 metrów w dół pokonaliśmy ślizgając się na tyłkach na zamkniętym stoku.
Później szybki obiad w małej restauracji, której nie polecam. Restaurace pod Jasanem, niestety nie trafiła w nasze gusta smakowe i byłem pełen trwogi, że takie jedzenie własnie będzie nam tu serwowane. Na szczęście w naszym Hotelu potrafili gotować. Pomijając jedno danie, które i tak pochłonąłem z głodu, nie specjalnie przejmując się smakiem.

W między czasie kupiliśmy sobie miski do zjeżdżania, co dało nam niezły ubaw na zamkniętym
czarnym stoku. Spad góry był na tyle duży, że poziom adrenaliny z każdym kolejnym zjazdem znacząco rósł. Jednak rosła również chęć osiągnięcia większej wysokości i prędkości przy zjeździe. Śnieg zasypywał oczy, a o sterowaniu tym "ślizgiem" nie było mowy. Naprawdę można poczuć się jak dzieciak, bez strachu, wstydu i  konsekwencji :) W końcu każdy z nas jest dzieckiem tylko czasami głupio mu to pokazać:)
Wieczorem relaks dla zmarzluchów - sauna i jacuzzi pod gołym niebem.To było fantastyczne uzupełnienie dnia:)


W niedzielę najważniejsze były zjazdy na nartach. Narty wypożyczyliśmy. Jako mało doświadczeni w śnieżnych szaleństwach jeszcze swego sprzętu nie posiadamy. Cenę za dzień wypożyczenia udało się stargować z 240 do 190 koron, co dało całkiem miły początek dnia. Do tego skipassy i można było wjeżdżać na samą górę.
Niebieska trasa zjazdowa zaczęła się naprawdę znakomicie. To miała być przyjemna przejażdżka. Niestety zmieniła się w połowie w niezłe wyzwanie. Szlak nie był tak niebieski jak go malują. Trasa w połowie zmienia się w czerwony szlak a mały odcinek wg mnie spokojnie może być nakreślony czarną kreska. Nie tylko my mieliśmy zdziwione miny. Trasa okazała się trudna, ale udało się kilka razy zjechać i nie połamać. Trzeba mieć tam jednak bardzo mocne nogi i sporo odwagi. W każdym razie warto się tam przejechać, jeśli ma się ochotę na małe wyzwanie przy nie dużych umiejętnościach. W końcu zawsze można zjeżdżać na plechach :)
Najlepiej wykupić pojedynczą jazdę zamiast czasowej czy punktowej i ocenić po zjeździe czy warto jechać znowu czy lepiej szukać innego stoku.

W poniedziałek trzeba już było wracać. Pogoda i humory dopisały a weekend można zaliczyć do tych bardzo udanych :)

Polub na Facebooku:) Dziękuję

Ceny
wypożyczenie nart - komplet - 190 - 450 koron za dobę
skipassy - Cennik
Pizza - ok 160 koron
Torrtilla, Pita - 80-90 koron
piwo - ok 11 koron
Parking ok 100 koron za dzień




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli masz jakieś pytanie albo chciałbyś coś dodać do posta to zapraszam:) Bardzo dziękuje za pozostawienie komentarza :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...