Co by biegać wydajniej, szybciej i zdrowiej trzeba uzupełniać płyny. Jasne
i oczywiste.
Żeby nie targać baniaka z wodą trza zakupić sobie pas z bidonami. No to
nabyłem za ciężką gotówkę pozostawioną mi dzięki łasce i dobroci wszechmocnych ZUS-ów
i US-ów naszej Rzeczypospolitej Polskiej.
Cena około 100 zł w zależności od sklepu. Niby nie dużo, ale jednak
pozostawia niesmak zwłaszcza, kiedy zakup nie spełnia oczekiwań.

Na pasie mam możliwość też zamocowania saszetki, co akurat jest przydatne.
Pojemność nie za duża, ale starcza na włożenie kilku małych żeli
energetycznych, chusteczki, kluczyków.
Teraz bidony. Nie będę opisywać swoich wrażeń, bo zbyt finezyjny bukiet
słów bym tutaj wkomponował. Toteż powiem normalnie. Są cztery bidony, z czego
dwa przeciekają, jeden nie przepuszcza wody przez ustnik, a ostatni... ostatni
jest w porządku i chwała mu za to, bo mam z czego pić. Tyle, że wszystkie mają
tę jedną wadę, że trudno je w środku domyć.
Pas używam wraz z jedną kieszonką na bidon do trzymania telefonu. Do tego
nadaje się bardzo dobrze.
Nie polecam. Beznadziejne badziewne badziewie.
Chyba, że chcesz komuś zrobić prezent.
I go nie lubisz.
A pas znalazłeś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeżeli masz jakieś pytanie albo chciałbyś coś dodać do posta to zapraszam:) Bardzo dziękuje za pozostawienie komentarza :)